sobota, 7 kwietnia 2012

Zmartwychwstająca Miłość


Miłość można ukrzyżować,

ale nie można zamknąć jej w grobie.


  Zmartwychwstanie odsłania tajemnicę Jezusa Chrystusa. Był On we wszystkim podobny do nas, oprócz grzechu. Każdemu okazywał miłość i pomagał w sposób dostosowany do jego konkretnej sytuacji: uzdrawiał, umacniał, przebaczał, ukazywał prawdę o człowieku, o jego godności i powołaniu. Czynił to po to, byśmy mogli żyć w sprawiedliwości, miłości i pokoju oraz aby nasza radość była pełna. Nic dziwnego, że tłumy ludzi szukały Jezusa i że podążały za Nim nawet na pustynię. Wielu przemieniło zupełnie swoje życie. Niektórzy zostawili wszystko i poszli za Nim. Zaczęli dostrzegać znaki, iż nie był On tylko człowiekiem.


   Nie każdemu jednak podobały się słowa i czyny Jezusa. On niepokoił tych, którzy byli twardego serca i którzy nie kierowali się miłością. Łamał ich schematy myślenia oraz przekonanie o własnej doskonałości. Demaskował powierzchowność ich osądów i obłudę. Był dla nich niewygodny. Zaczęli zatem szukać sposobu, aby Go zgładzić. W końcu przybili Go do krzyża. Gdyby historia Jezusa zakończyła się na Golgocie, to byłby On jeszcze jednym męczennikiem w dziejach ludzkości. Niewątpliwie najbardziej niezwykłym i zmuszającym do głębokiej refleksji, ale tylko męczennikiem. Jednak po raz pierwszy w historii ludzkości ktoś, kto oddał życie, by zło zwyciężać dobrem, potrafił swe życie odzyskać na nowo. Śmierć Jezusa na krzyżu nie była gestem heroicznego buntu wobec zła i grzechu, ale dobrowolnym darem miłości, która wszystko przebacza, wszystko przetrzyma, wszystko zwycięża.
  Spotykając Zmartwychwstałego, zastraszeni i wątpiący uczniowie upewnili się, że można zabić ludzkie ciało, ale nie można zabić miłości. Do niej należy nie tylko eschatologiczna przyszłość, lecz także teraźniejszość. Jednocześnie upewnili się o tym, że Jezus tak ukochał każdego z nas, iż dobrowolnie oddał za nas swoje życie. On ma moc, by złożyć je za nas w ofierze i moc, by je znowu odzyskać. Spotkanie z Zmartwychwstałym Jezusem przemieniło apostołów i całe pokolenia chrześcijan w heroicznych świadków naszego Pana i Boga.
   Życie poza miłością jest najokrutniejszą formą agonii i umierania w nas tego, co Boże i najpiękniejsze. Człowiek nie może być szczęśliwy bez miłości czy wbrew miłości. Nie może być szczęśliwy bez Boga, który jest Miłością (por 1 J 4, 8). Boża miłość w człowieku jest jednak ciągle zagrożona grzechem, słabością, zniechęceniem, doznaną krzywdą, utratą nadziei. W miarę jak miłość słabnie i przymiera, życie staje się koszmarem i nieznośnym ciężarem, zamiast być źródłem radości i nadziei. Żyjąc bez miłości czy przeciw miłości, człowiek zaczyna patrzeć na siebie i na otaczający go świat z rosnącym niepokojem, nieufnością, nienawiścią, buntem, niezrozumieniem. Przeżywa lęk, rozgoryczenie, rozpacz, poczucie bezradności i bezsensu.
   Wielkanoc to znak nadziei i wezwanie do tego, by zagrożona w nas miłość mogła zmartwychwstawać. Tajemnica pustego grobu Jezusa staje się ostatecznym znakiem i potwierdzeniem, że prawdziwa miłość wszystko zwycięża: nie tylko śmierć, ale także jej źródło: egoizm, grzech, wszelkie słabości i zniewolenia. Chrześcijanin to człowiek, który tak mocno i tak ufnie złączył swe życie z Chrystusem, że zmartwychwstaje w nim Boża miłość. Przy końcu życia będziemy sądzeni z tej właśnie miłości (por. Mt 25,
31-46). Ludzie po lewicy nie są potępieni dlatego, że uczynili wiele zła, ale dlatego, że nie kochali. Z kolei o ludziach po prawicy Chrystus nie mówi, iż byli zupełnie bez grzechu. Mimo swoich słabości nauczyli się oni kochać bliźnich, którzy byli głodni, chorzy, uwięzieni, bezradni. Nauczyli się kochać tych, od których nie mogli spodziewać się zapłaty. Kochali zatem miłością bezinteresowną i bezwarunkową, jakiej uczy nas Chrystus.
  Jeśli zacznie zmartwychwstawać w nas taka właśnie miłość, to wszystko stanie się inne i nowe. Wprawdzie życie nadal będzie niosło ze sobą podobne jak dotąd trudności i próby, ale my sami będziemy już zupełni inni, gdyż będziemy się kierować miłością, która jest cierpliwa, nie szuka poklasku, nie pamięta złego, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma (por. 1 Kor 13,4-7). Wielkanoc jest w sercach tych ludzi, a także w tych rodzinach i wspólnotach, w których zmartwychwstaje taka właśnie miłość.

Ks. Marek Dziewiecki

niedziela, 1 kwietnia 2012

Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego

Dzień świadka





Było cicho. Miasto uśpione po świątecznym dniu jeszcze się nie obudziło. Kilku żołnierzy okupacyjnej armii z trudem walczyło z najgorszymi o tej nadrannej godzinie atakami senności. Aby nie drzemać rozmawiali o idiotyczności rozkazu, jaki otrzymali. Angażować w niebezpiecznym i pełnym wrogości kraju, gdzie każdy żołnierz jest na wagę złota, kilku dobrze wyszkolonych ludzi do pilnowania pojedynczego grobu – to marnotrawstwo. A co, jeśli w mieście znów wybuchną zamieszki?



Nagle oślepił ich niespotykany blask. Jakby słońce spadło na ziemię. Coś działo się w grobowcu. Wszystko dokoła drżało tak, że nie można było ustać na nogach. Jakaś ogromna siła odsunęła kamień. Pojawiła się jakaś jasna postać...



Co dalej? Żołnierze nie pamiętają. Chyba stracili przytomność. Nie wiedzą, na jak długo. Gdy ją odzyskali, czym prędzej uciekli...



Nie, nie pobiegli do swoich dowódców. Poszli do miejscowych przywódców, którzy wymyślili to pilnowanie grobu. Wzięli od nich pieniądze za milczenie o tym, co zaszło. I nikomu o niczym nie powiedzieli. Zmarnowali okazję. Mogli zostać świadkami jedynego w całych dziejach ludzkości wydarzenia. Mogli zostać świadkami Zmartwychwstania. Wybrali pieniądze i tchórzostwo.



To prawda. Żeby być świadkiem, prawdziwym świadkiem, trzeba odwagi. Ale nie tylko odwagi. Trzeba czegoś jeszcze. Trzeba fundamentu, na którym buduje się odwagę. Trzeba wiary. Kto wierzy, naprawdę wierzy, ten nie boi się być świadkiem.



Ile trzeba odwagi, ile trzeba wiary, aby stanąć na przykład twarz w twarz z grupą nastolatków, okupujących całymi dniami ławki przed blokami i, na skwerach i w supermarketach i dać przed nimi świadectwo: „Chrystus zmartwychwstał!”. Jak zareagują, gdy to usłyszą? Najprawdopodobniej przywołają pogardliwie obojętne uśmieszki i zapytają: „I co z tego?”.



No właśnie. Co z tego? Co wynika z tego, że Jezus Chrystus zmartwychwstał dla każdego z nas? Co wynika dla mnie, dla ciebie, dla naszych najbliższych, dla mieszkańców naszej miejscowości, naszego kraju. Dla mieszkańców całego ziemskiego globu? Co wynika z tego faktu dla głęboko wierzących, dla wierzących powierzchownie, dla poszukujących, dla niechrześcijan wyznających inne religie i dla zupełnie niewierzących?



Aby odpowiedzieć na te pytania trzeba sobie uzmysłowić, czym jest Zmartwychwstanie Jezusa.
Jak wyjaśniał prosto wybitny teolog ks. prof. Andrzej Zueberbier, Zmartwychwstanie Jezusa jest w pewnym sensie wydarzeniem historycznym, zarazem jednak jest przedmiotem wiary i istotą głoszonej przez chrześcijaństwo Dobrej Nowiny. Zmartwychwstanie Jezusa znaczy, że „trzeciego dnia” po swojej śmierci powstał On żywy i chwalebny z grobu, i wiele razy - zanim wstąpił do nieba - ukazywał się swym uczniom i przebywał z nimi.



Wydarzeniem historycznym nie jest sam fakt zmartwychwstania Jezusa, którego nikt nie był bezpośrednim świadkiem, lecz najgłębsze przekonanie pierwszej gminy chrześcijańskiej o tym, że grób, w którym po ukrzyżowaniu złożono ciało Jezusa, okazał się na trzeci dzień pusty, oraz że Jezus rzeczywiście, w swym ciele zmartwychwstał. Do historii należy także niezłomne przekonanie uczniów Jezusa, że widzieli Go i obcowali z Nim po Jego zmartwychwstaniu. Dowodzą tego Ewangelie, Dzieje Apostolskie i Listy apostołów, szczególnie Pierwszy List św. Pawła do Koryntian, zawierający najwcześniejsze pisemne świadectwo wiary w zmartwychwstanie Jezusa. Wszystkie te dzieła, tworzące Pismo święte Nowego Testamentu, niezależnie od tego, że stanowią świadectwo wiary, są zarazem dokumentami historycznymi.

Chrześcijanin wierzy w zmartwychwstanie. Wiara ta odnosi się zarówno do Chrystusa, który po swojej śmierci na krzyżu, zgodnie ze świadectwami Pisma, zmartwychwstał, jak i do wszystkich ludzi: „Wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Syna Człowieczego; a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny — na zmartwychwstanie potępieni” – zapewnia św. Jan Ewangelista.


Na czym polega chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie? 



Wiara w zmartwychwstanie - to wiara w życie całego człowieka, z ciałem i duszą w przyszłym świecie, po przezwyciężeniu śmierci. Wyrażenie ze Składu Apostolskiego: „Wierzę... w ciała zmartwychwstanie”, znaczy to samo, co słowa z Symbolu Nicejsko-Konstantynopolskiego: „...i oczekuję wskrzeszenia umarłych”.



„Zmartwychwstanie życia” - to los tych, którzy pełnili dobre czyny. Będzie to życie wieczne, w absolutnym szczęściu, w chwale Jezusa Chrystusa: pełnia życia.



„Zmartwychwstanie potępienia” - to pośmiertny los tych, którzy pełnili złe czyny, nazywany w Piśmie św. ciemnościami i drugą śmiercią.



Jedno albo drugie zmartwychwstanie. Trzeciej drogi nie ma. Nie można nie zmartwychwstać. Wszystko jedno, czy się jest wierzącym chrześcijaninem czy nie. Tak wierzą chrześcijanie. 



Dlaczego tak wierzą? Wiara w zmartwychwstanie umarłych związana jest z wiarą w zmartwychwstanie Chrystusa. „Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy”. On jest nowym Adamem, głową odrodzonej ludzkiej rodziny. Dzięki Niemu, Jednorodzonemu Synowi Bożemu, wszyscy stają się dziećmi Bożymi, które tak jak On, w Nim zmartwychwstaną. „Jak w Adamie wszyscy umierają”, dziedzicząc grzech, który prowadzi do śmierci, „tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni”, uczestnicząc w Jego zwycięstwie nad grzechem i śmiercią.



Jak zmartwychwstają umarli?. Nie ma na to odpowiedzi poza odwołaniem się do Bożej mocy Jezusa Chrystusa. Św. Paweł mówi przy tym o przemianie człowieka, choć nie tylko pozostanie on sobą, lecz jakby dojdzie do pełni samego siebie. Z istoty słabej, śmiertelnej, podległej potrzebom ciała - stanie się mocny, nieśmiertelny, duchowy...



Całe życie uczymy się zmartwychwstawania. Chrześcijanie uczą się zmartwychwstawania w sakramencie chrztu. Uczą się zmartwychwstawanie po każdej porażce życiowej, po każdym rozczarowaniu i niepowodzeniu, po każdym błędzie i upadku. Uczą się zmartwychwstawania po każdym grzechu, ilekroć proszą o Boże Miłosierdzie. Uczą się zmartwychwstawania ilekroć nachodzą ich zwątpienia, gdy cierpią, gdy spotyka ich niezrozumienie, gdy doznają krzywdy od najbliższych.
Przede wszystkim jednak uczą się zmartwychwstawania, gdy dają świadectwo o Zmartwychwstaniu Jezusa. Niekoniecznie słowem. Oczywiście, są sytuacje, w których trzeba głośno i wyraźnie powiedzieć „Wierzę, że Jezus Zmartwychwstał”. O wiele ważniejsze jest jednak świadectwo dawane całym życiem. Zwykłym, codziennym.

Pewien człowiek zmienił się gwałtownie po podróży do Ziemi Świętej. Wcześniej żył jak wszyscy, nastawiony przede wszystkim na to, aby jak najlepiej, najwygodniej się urządzić. A po powrocie wszyscy zauważyli, że jest inny. Ktoś w końcu zapytał: „Co ci się stało?”. On odpowiedział pytaniem na pytanie: „To widać, że się zmieniłem?”. A po chwili dodał: „Byłem w miejscu Zmartwychwstania Jezusa. Kiedy tam wszedłem, poczułem się jak ten drugi uczeń z Ewangelii świętego Jana. On ujrzał i uwierzył. Ja też. Naprawdę uwierzyłem, że Jezus zmartwychwstał. A skoro On zmartwychwstał, to ja już nie mogę żyć tak, jakby się nic nie stało. Chrystus zmartwychwstał. To wszystko zmienia...”.


Procesja rezurekcyjna o godz. 600, a bezpośrednio po procesji uroczysta Msza Święta w intencji wszystkich naszych parafian. Zachęcamy do licznego udziału w Rezurekcji.
W Niedzielę Wielkanocną nie będzie Mszy św. o godz. 7.00. Następne Msze św. według niedzielnego porządku tj.: 8.30; 10.00; 11.30; 13.00; 15.00 i 19.00.


WIELKA SOBOTA

Nadzieja oczekiwania





Płyta, która przykrywała grób Jezusa



Najważniejsze zadanie na dziś w Polsce? Złośliwi antyklerykałowie powiedzą: zdążyć z koszyczkiem do kościoła, żeby ksiądz pokropił reprezentację tego, co znajdzie się na stole w niedzielny wielkanocny poranek.



Zapewne wielu będzie urażonych takim podejściem. Będą mówić o dniu żałoby, o tragicznych skutkach Wielkiego Piątku, o adorowaniu Jezusa w grobie, o spowiedzi, przygotowaniu duchowym do świąt.
Niektórzy, co pobożniejsi i mocniej przywiązani do tradycji, odwiedzą kilka katolickich świątyni, oglądając przygotowane przez różnej rangi artystów „groby Pańskie”. Ileż tam treści. Ileż dydaktyki. Ileż moralizatorstwa. A niejednokrotnie i polityki. Na szczęście nie brak też prostego przekazu treści religijnych, teologicznych.



Wielka Sobota to dziwny dzień. Według katolickiego kalendarza liturgicznego to drugi, oprócz Wielkiego Piątku, dzień w roku, gdy nie odprawia się Mszy świętej. Wieczorna Eucharystia w ramach Wigilii Paschalnej należy tak naprawdę do Wielkanocnej Niedzieli. Wielka Sobota to dzień wypełniony czekaniem. Dzień pełen nadziei. Nadziei, że śmierć nie odniesie sukcesu.



Pewien uczony teolog, zapytany przez dociekliwego studenta, dlaczego Jezus nie zmartwychwstał od razu, następnego ranka, lecz dopiero trzeciego dnia, odpowiedział: „Przecież to był szabat. A w szabat wierzący Żyd odpoczywa”. Naiwność i nadmierna prostota tego tłumaczenia lepiej trafiły do umysłu studenta niż teologiczne wywody i powoływanie się na biblijne proroctwa. A teolog włożył mnóstwo wysiłku w to, aby z powstałej niemal natychmiast anegdoty znikło jego nazwisko.



Wielka Sobota jest potrzebna. Bez niej nie można dobrze pojąć tego, co się wydarzyło w Wielki Piątek. Bez niej nie sposób właściwie przeżyć tego, co się wydarzyło „trzeciego dnia”. Ten „dzień wyciszenia”, „dzień żałoby”, jest dniem cierpliwości, dniem umacniania wiary.



Zdarza się, że księża z ironią mówią o tych, którzy przez cały rok nie chodzą do kościoła, ale w Wielką Sobotę przybiegają ze „święconką”. To rzeczywiście wydaje się śmieszne. Ale wcale śmieszne nie jest. Za tą jednorazową wizytą czasami kryje się głębokie pragnienie wiary.


Spowiedź w naszym kościele przez cały dzień w godz. 6.00-19.45
O godz. 20.00 Wigilia Paschalna
Po Liturgii - Nowenna do Miłosierdzia Bożego.
Święcenie pokarmów od g. 9.00 do g. 15.00

WIELKI PIĄTEK

W Wielki Piątek nie sprawuje się Eucharystii. W kościołach trwa spowiedź, adoruje się Pana Jezusa w ciemnicy. Odbywają się także nabożeństwa Drogi Krzyżowej... Dopiero późnym popołudniem rozpoczynają się najważniejsze obrzędy tego dnia - Liturgia na cześć Męki Pańskiej. Nie jest to Msza. Składa się z trzech części: Liturgii Słowa, adoracji Krzyża i obrzędów Komunii.
Wszystko zaczyna się nietypowo. Ministranci i kapłani wychodzą w ciszy do ołtarza. Nie poprzedza ich dzwonek, nie śpiewa się żadnej pieśni. Słychać tylko ich kroki. Po dojściu do ołtarza kapłan nic nie mówi. Po prostu pada na twarz. Wszyscy obecni w Kościele klękają. Wobec zbawczej śmierci Jezusa wszelkie słowa są nieodpowiednie. W tej chwili cisza mówi znacznie więcej. Dziś wspominamy zbawczą mękę i śmierć Bożego Syna, Jezusa Chrystusa. W Jego ranach jest nasze zdrowie...

Chwilę później, po krótkiej modlitwie rozpoczyna się Liturgia Słowa. Pierwsze czytanie to tekst z Księgi proroka Izajasza. Kilka wieków przed wydarzeniami dziś wspominanymi ten prorok mówił o nich wskazując, że Mesjasz będzie cierpiał za nasze grzechy. W drugim czytaniu, z listu do Hebrajczyków, jego autor przypomina nam, że naszemu Arcykapłanowi znany jest nasz ludzki los, bo sam został okrutnie doświadczony. I przez to Jego posłuszeństwo dokonało się nasze zbawienie. Ewangelia natomiast - dziś opowiadanie o męce Pana Jezusa według św. Jana - przypomina nam dokładnie tamte wydarzenia...

Na zakończenie Liturgii Słowa odbywa się modlitwa powszechna. Ma ona dziś wyjątkowo uroczysty charakter. W dziesięciu wezwaniach prosimy Boga, aby miał w opiece cały świat...

Rozpoczyna się druga część dzisiejszej liturgii - Adoracja Krzyża. Od dwóch tygodni wszystkie krzyże w kościołach były zasłonięte. Dziś ukazuje się je na powrót wiernym. Kapłan bierze zasłonięty krzyż, odsłania górną jego część i śpiewa: "Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata", a wszyscy odpowiadają: "Pójdźmy z pokłonem" i padają na kolana. Po chwili ciszy kapłan odsłania kolejną część krzyża i znów ukazuje nam krzyż na którym zawisł Zbawiciel świata. A my znowu klękamy oddając cześć Temu, który za nas poniósł tę straszną i hańbiącą śmierć. Po chwili kapłan powtarza te same słowa pokazując nam już cały krzyż. A my klęcząc wielbimy naszego Zbawiciela... 

Przychodzi czas, aby ucałować krzyż Jezusa. Robią to - w zależności od parafii - albo wszyscy wierni, albo tylko niektórzy. Śpiewa się przy tym zazwyczaj jedną z najbardziej przejmujących pieśni, "Ludu mój ludu"... Ukazuje ona co Bóg zrobił dla Izraelitów, gdy wychodzili z ziemi egipskiej, a czym oni odpłacili Jego Jednorodzonemu Synowi... "Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? Czymem zasmucił, albo czym zawinił? Jam cię wyzwolił z mocy faraona, a tyś przyrządził krzyż na me ramiona... Jam cię wprowadził w kraj miodem płynący, tyś mi zgotował śmierci znak hańbiący... Jam ciebie szczepił, winnico wybrana, a tyś Mnie octem poił swego Pana... Jam dla cię spuszczał na Egipt karanie, a tyś mnie wydał na ubiczowanie... Morzem otworzył, byś szedł suchą nogą, a tyś Mi włócznią bok otworzył srogą...". Każdy z nas może tu dodać w myśli własną zwrotkę. Bo każdy z nas doświadczył od Boga wielu dobrodziejstw, a przecież tak często odpłacamy Mu naszymi grzechami...

Po adoracji Krzyża przychodzi czas Komunii. Nie ma przeistoczenia. Rozdaje się te hostie, które były konsekrowane poprzedniego dnia. Przyjmujemy Ciało tego, który wczoraj mówił nam, abyśmy czynili tak na Jego pamiątkę... Karmimy się pokarmem, który daje nam życie wieczne...

Wielkopiątkową liturgię kończy przeniesienie Najświętszego Sakramentu do kaplicy zwanej Bożym Grobem. Monstrancja jest dziś przykryta białym welonem na pamiątkę całunu, którym spowito kiedyś doczesne szczątki Jezusa. Przez ten wieczór i cały dzień następny będziemy Go adorowali. Wielu z nas przyjdzie także ucałować krzyż. Bo "na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie krzyża powstało nowe życie, a szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został pokonany przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana". Obyśmy zawsze mieli odwagę przyznać się, że należymy do Ukrzyżowanego...


Spowiedź święta w naszym kościele przez cały dzień od godz. 6.00 do Liturgii Męki Pańskiej
 o godz. 18.00
Droga Krzyżowa o godz. 17.00

WIELKI CZWARTEK

Wielki Czwartek to pierwszy dzień Triduum Paschalnego. Tego dnia sprawuje się właściwie tylko jedną Eucharystię, Mszę Wieczerzy Pańskiej.
Od innych Mszy różni się niewiele. Jest za to bardziej uroczysta, niż inne w ciągu roku. Sprawiają to nie tylko treści, które podczas niej przeżywamy, ale przede wszystkim ludzie, których gromadzi. W przeciwieństwie do niedzielnych Mszy przychodzą na nią tylko ci, którzy chcieli i którym na tym zależało. Dlatego uczestnictwo wiernych w Uczcie Pańskiej jest znacznie bardziej gorliwe, co przejawia się głośniejszą modlitwą i bardziej zdecydowanym śpiewem.

Podczas tej Najświętszej Ofiary wspominamy wydarzenia z Wieczernika - ustanowienie Eucharystii i sakramentu kapłaństwa. Mówią nam o tym czytania: z Księgi Wyjścia (Wj 12, 1-8.11-14), z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian (1 Kor 11,23-26) i z Ewangelii św. Jana (J 13,1-15).

Pierwsze z nich traktuje o pierwszym święcie Paschy. Izraelici, gotowi do drogi (uciekali z Egiptu) mieli spożyć ucztę paschalną w pośpiechu, a krew baranka, którego jedli posłużyła do oznaczenia domów. Krew ta powodowała, że nie było wśród nich plagi niszczycielskiej, gdy Bóg karał ziemię Egipską śmiercią pierworodnych.

Ostatnia Wieczerza była wieczerzą paschalną. Przez wszystkie pokolenia Żydzi spożywali Pachę na pamiątkę wyjścia z ziemi egipskiej i zawarcia z Bogiem przymierza na Synaju. Podobnie było także podczas tej wieczerzy. Ale Jezus nadał tej uczcie nowy sens. Mówi nam o tym drugie czytanie. Święty Paweł przypomina słowa Jezusa: "To jest Ciało Moje za was wydane". Jak baranek został zabity, by uratować od śmierci pierworodnych w Egipcie, tak Jezus nazajutrz zostanie zabity, by wszystkich ludzi uratować od śmierci wiecznej. Pierwszy zrozumie to święty Jan stojąc pod krzyżem: zobaczy, jak łotrom wiszącym z Jezusem połamią golenie, a Jezusa to ominie. Tak jak barankowi paschalnemu Jezusowi nie połamią kości...

Święty Paweł przypomina także inne słowa Jezusa z Ostatniej Wieczerzy: "Kielich ten jest nowym przymierzem we krwi mojej". Tak jak Przymierze Synajskie, zgodnie ze starożytnym zwyczajem, zostało zawarte przez pokropienie krwią ofiarnych zwierząt, tak krew zabitego Jezusa posłuży jako krew Nowego i Wiecznego Przymierza. Nowym Ludem Bożym - Kościołem - staną się ci, którzy przez chrzest zanurzeni zostaną w zbawczą mękę i śmierć Chrystusa. Chrześcijanie - zgodnie z poleceniem Jezusa "czyńcie to na moją pamiątkę" - sprawować mają także pamiątkę Jego śmierci i zmartwychwstania przez spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa. Przewodzić jej będą ci, którzy przez modlitwę i włożenie rąk w sposób szczególny uczestniczyć będą w jedynym kapłaństwie Jezusa Chrystusa.

Ewangelia przypomina nam o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy. Jezus przed wieczerzą umył uczniom nogi. Ten, którego nazywamy "Nauczycielem i Panem" zrobił coś, co normalnie czynił sługa. Dał nam przez to przykład, abyśmy i my służyli naszym braciom.

Na pamiątkę tego ostatniego wydarzenia po homilii odbywa się nietypowy obrzęd: kapłan umywa wybranym parafianom nogi. Przypomina nam to prawdę, że wszelkie przewodzenie w Kościele zawsze powinno odbywać się w duchu służby bliźniemu...

Liturgia Eucharystyczna podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej nie różni się właściwie od tego, do czego przywykliśmy w ciągu roku. Tylko słowa Jezusa: bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje, to jest Krew Moja przemawiają tego wieczoru wyjątkowo mocno. Dodatkowo używane od "Chwała na wysokości Bogu" zamiast dzwonków kołatki uświadamiają nam, że zbliża się czas, gdy przeżywać będziemy w sposób szczególny mękę i śmierć naszego Zbawiciela...

Na zakończenie uroczystości czeka nas jeszcze jeden obrzęd: przeniesienie Ciała Chrystusa do specjalnie przygotowanej kaplicy zwanej ciemnicą. Tam do późnych godzin wieczornych wierni uczniowie czuwać będą wraz z Jezusem wspominając jego samotną modlitwę w Ogrójcu, zdradzieckie pojmanie i pierwsze przesłuchania. Tabernakulum jest opróżnione i otwarte, gaśnie wieczna lampka, a ołtarz, przy którym jeszcze przed chwilą sprawowano Najświętszą Ofiarę stoi obnażony i pusty. Wchodzimy w czas Bożej męki...


Spowiedź święta w naszym kościele w godz. 6.00-9.00 oraz 17.00-17.45
Msza Wieczerzy Pańskiej o godz. 18.00

WIELKA ŚRODA

Moja wersja
Rembrandt, Judasz oddaje trzydzieści srebrników

Rembrandt, Judasz oddaje trzydzieści srebrników

Jak długo Judasz ważył w sobie decyzję, czy iść do arcykapłanów? Być może długo. Być może rodziła się ona w nim od chwili, gdy po raz pierwszy stwierdził, że działalność Jezusa nie spełnia jego, Judasza, oczekiwań.

Jesteśmy wypełnieni oczekiwaniami wobec innych. Im ktoś jest nam bliższy, im bardziej kogoś kochamy, tym więcej mamy wobec niego oczekiwań. Tym bardzie próbujemy go kształtować według naszego zamysłu. I tym więcej mamy pretensji, gdy rzeczywistość okazuje się tak bardzo różna od tego, czego się spodziewamy. Gdy ludzie, na których nam zależy, wyżej stawiają własną autonomię, własne prawo do stanowienia o sobie, niż szczerą troskę o nich.

Podobny mechanizm funkcjonuje w relacjach człowieka do Boga. Zdumiewające jest, że inaczej niż w relacjach międzyludzkich, funkcjonuje tylko w jedna stronę. Ludzie sobie bliscy zazwyczaj wzajemnie mają wobec siebie oczekiwania. W relacji człowiek-Bóg oczekiwania widać właściwie tylko po stronie człowieka. Jak nazwać to, co w kierunku człowieka kieruje Bóg? Na pewno nie oczekiwania, których spełnienie lub nie będzie – jak to często dzieje się wśród ludzi – decydować będzie o dalszej miłości. Nie, Bóg nie kieruje pod adresem człowieka po ludzku rozumianych oczekiwań. Bóg ma nadzieję. Bożą nadzieję. I dlatego nie przestaje kochać także wtedy, gdy człowiek okazuje się zupełnie inny, niż by Bóg chciał, gdy sprzeciwia się jego płynącej z miłości woli.

Inaczej jest z ludzkimi oczekiwaniami wobec Boga. Świat pełen jest ludzi zbuntowanych, obrażonych na Boga, bo spotkało ich coś, czego nie planowali w swoim życiu, jakiś nieprzewidziany problem, jakieś nieszczęście, jakaś strata. Myślenie takich ludzi jest przerażająco proste: jeśli Bóg nie jest taki, jak ja chcę, jeśli nie urządza świata według mojej wizji, jeśli nie chce spełniać moich oczekiwań, to i ja nie będę taki, jakiego chce mnie widzieć Bóg. Skutki takiego myślenia zawsze są niedobre. Czasami są katastrofalne.

Jezus, Boży Syn, Bóg-człowiek, nie spełnił oczekiwań Judasza Iskarioty. Judasz miał własną wizję wydarzeń. Miał własne wyobrażenie roli Jezusa, poszczególnych Apostołów, własnej roli. Tymczasem plan Chrystusa okazał się radykalnie sprzeczny z planem Judasza. Dlatego Judasz poczuł się uprawniony do interweniowania. Dlatego zadał arcykapłanom pytanie: „Co mi dacie, jeśli go wam wydam”...

WIELKI WTOREK

Pewność siebie
św. Piotr po zaparciu się Jezusa

Św. Piotr po zaparciu się Jezusa

Nie jest dobrze na świecie człowiekowi, który ma niską samoocenę. Brak samoakceptacji powoduje, że nie jest w stanie dobrze wykorzystać swych zdolności i umiejętności. Nieustannie oczekuje, że ktoś go zauważy, doceni, pochwali. Skupia się przede wszystkim na tym, stając się nieznośnym dla otoczenia.
Ale nawet tacy ludzie w niektórych kwestiach i w odniesieniu do niektórych osób okazują ogromną, niczym nie uzasadnioną pewności siebie. Żyją w przekonaniu, że mogą bezbłędnie przewidzieć swoje zachowanie w konkretnej sytuacji.

Być może Judasz był człowiekiem przesadnie poszukującym akceptacji. Być może oczekiwał od Jezusa uznania, wyróżnienia, dostrzeżenia, wydobycia z grupy. Nie doczekał się. Czy zdawał sobie sprawę z tego, co robi, gdy biegł do arcykapłanów? Czy wiedział, że w ten sposób skazuje Chrystusa na śmierć? Można przypuszczać, że nie. Więcej – można przypuszczać, że był pewien, iż ratuje Jezusa przed Nim samym. Wydawało mu się, że na tym polega jego misja.

Święty Piotr też pielęgnował złudzenia. Nie musiał zabiegać o szczególne uznanie ze strony Mistrza z Nazaretu. W gronie Apostołów zajmował wyróżnioną pozycję. I na tym zbudował swoje przekonanie o nienaruszalnej wierności. Czy kłamał, gdy mówił, iż gotów jest oddać za Jezusa życie? Raczej nie. Naprawdę tak myślał. Zdawało mu się, że jest mocarzem ducha. Nie miał wcześniej okazji zweryfikować mniemania o sobie.

W Wielki Wtorek w Liturgii Słowa Kościoła katolickiego słyszymy dwie smutne zapowiedzi. Zapowiedź zdrady i zapowiedź zaparcia się, czyli też czegoś w rodzaju zdrady. Jezus ostrzega zarówno Piotra, jak i Judasza, aby zbytnio nie ufali sobie samym. Nie oskarża ich o nic. Mówi ze smutkiem. Wiemy, że Jego ostrzeżenie nie zapobiegło katastrofie. Judasz zdradził, Piotr się zaparł. A jednak gdyby Chrystus obydwu nie ostrzegł, ich czyny miałyby inną wymowę. Byłyby je łatwiej usprawiedliwić.

Pewność siebie jest wrogiem człowieka zwłaszcza w jego relacjach z Bogiem. Jest groźna zwłaszcza wtedy, gdy człowiek wmawia sobie, iż jest w stanie osiągnąć zbawienie o własnych siłach. W żadnej epoce – zarówno przed, jak i po Chrystusie – nie brakowało ludzi, którzy uważali, że są w stanie osiągnąć zbawienie. Współcześnie także wielu żyje w przekonaniu, iż wystarczy wypełnić pewne minimum, a na pewno osiągną zbawienie.

Odkupienie nie jest niczym, na co można zasłużyć. Odkupienie jest darem. Człowiek nie jest w stanie zbawić siebie, ani zbawić kogoś innego. To Bóg zbawia człowieka. Na tym zdaniu można budować pewność.

Judasz Iskariota

Judasz zdradza Jezusa

WIELKI PONIEDZIAŁEK

Lista pytań
Betania

Na zdjęciu: Betania

Czas mija. Do Paschy zostało kilka dni. Czy Jezus wie, co Go czeka? Jak wynika z zapisów zawartych w Ewangelii, wiedział. Trudno powiedzieć, co dokładnie wiedział, jaki był stan Jego wiedzy o przyszłości, jako człowieka. Jednak na sześć dni przed Paschą mówił w Betanii o swoim pogrzebie. Spokojnie przyjmował namaszczenie od Marii, siostry Łazarza i Marty.

A jaki był stan świadomości Jego uczniów? Czy przeczuwali nadchodzące niebezpieczeństwo? Czy wyczuwali zagrożenie? Czy szykowali się jakoś do obrony swego Mistrza?
Pytania, pytania, pytania...

Patrzymy na tamte wydarzenia z naszej perspektywy. Próbujemy sobie wyobrazić, co czuł Jezus, co działo się w głowach i sercach Jego najbliższych uczniów. Snujemy domysły i przypuszczenia. Może nawet niektórzy usiłują się postawić w ich sytuacji, przewidzieć, jak sami by się zachowali.
Za kilka dni Triduum Paschalne. Pamiątka Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Pana Jezusa. Święty czas dla wszystkich chrześcijan. Czas świętowania Wydarzeń Zbawczych.

Może zamiast tych psychologizujących psychologizujących właściwie nie stawiających żadnych wymagań pytań, trzeba zadać inne? Może trzeba zapytać fundamentalne pytanie o Zbawienie? O to czym jest zbawienie, kto może zbawić, dlaczego człowiek pragnie zbawienia? Czy wierzę w Zbawienie? Czym dla mnie jest Odkupienie? Może to są właściwe pytania na Wielki Tydzień?